o lepszy świat

 Wiesław Hejno
UWAGA NA TEN DEBIUT SCENICZNY!

Sztuka Rolanda Schimmelpfenniga O lepszy świat została zrealizowana i wystawiona we Wrocławiu na kanwie własnej, oryginalnej wizji inscenizacyjnej młodej reżyserki o znaczącej sile przekazu. Dorota Bielska, kończąca studia na Wydziale Reżyserii Teatru Lalek we Wrocławiu, potrafiła dostosować koncepcję sceniczną tej sztuki do konwencji teatru lalki i aktora. Opracowany przez nią scenariusz wyróżnia się w aktualnej miernocie scenicznej, jeśli idzie o ten teatr, wyrazem zrozumienia wybranej poetyki. Bielska wyraziście wykorzystuje także – w zaskakującej metaforze teatralnej – język rodzajowo­-psychologizującego "reportażu" Schimmelpfenniga.

Przedstawienie rozpoczyna się przed wejściem publiczności na widownię. Na scenie zastajemy pięć postaci wykonujących bliżej nieokreśloną rutynową czynność. Po chwili rozpoznajemy w nich kobiety: bardzo zajęte, w woj­skowych kurtkach, z twarzami przysłoniętymi daszkiem czapki operacyjnej typu army polo. Jak się zdaje, wykonują one jakieś gospodarskie zajęcia. Pracują nad przenośnymi metalowymi kotła­mi, w których kiedyś gotowano bieliznę, słoiki weka czy zupę dla gromady ludzi. Różnej wielkości kotły oraz metalowa beczka suge­rują przypadkowy dobór naczyń – w odróżnieniu od uniformów aktorek dobranych jednakowo: kurtki ochronne, panterki i czap­ki wskazują na związek postaci z armią. Choć zarazem wystające spod kurtek sukienki czy spódni­ce do kolan i dłuższe sygnalizują odróżnialne upodobania este­tyczne kobiet. Ale też przypadek mógł zdecydować o zasobności szaf z ubraniami kobiet… W górze widzimy ich usta. Reszta twarzy jest przysłonięta daszkiem czapki i jego cieniem. Po chwili orientu­jemy się, że kobiety przekładają z kotła do kotła małe laleczki. Mamy wrażenie, że te figurki są poddawane swoistemu oczyszcze­niu. Myje się je jak warzywa, płu­cze i otrząsa. Potem w metalowej beczce ugniata nogami. Tak jak ugniata się kapustę do kiszenia. Ale „warzywo” ma wyraźny kształt człowieka.
Rozumiemy więc, że jest to ceremonia eschatologiczna. Zminiaturyzowane "gołe" lalki stają się metaforą. To tylko "cie­lesne ludzkie" powłoki (wykona­ne z plastiku). Reżyserka odwra­ca perspektywę oglądu. Kobiety – sprawczynie ceremonii – w cen­trum obrazu, a wokół mrowie małych ludzkich postaci, "mniej ważnych". Kim są zatem te kobiety – "bardziej ważne"? Owe spraw­czynie ponurej celebry? Co mają nam przekazać? Czy sprawczynie ceremonii zawłaszczyły prawo do swojej mocy?
Otóż odwoła­niem dla ich postępowania jest Historia… Przypominamy sobie podobne mechanizmy i sytuacje z przeszłości. Kobiety działają "z wyższego nakazu". Nakazu uznanej kiedyś ideologii. Teraz teatr uzasadnia i tłumaczy ich zachowanie.
 
W istocie, jak rozumiem prze­słanie spektaklu, los "masy ludz­kiej" dokonuje się poprzez dramat jednostki. Fragmenty tego losu niczym natrętna pamięć pojawiają się w kolejnych inscenizowanych scenkach. Małe, gołe silikonowe laleczki typu Barbie i Ken symbo­lizują masy przerzucanych z miej­sca na miejsce ludzi. To metafo­ra tłamszonych, rozrywanych, uśmiercanych, rozgniatanych… Sprawczynie ceremonii wychwy­tują dowolne egzemplarze lale­czek. Na ich przykładzie w mini­scenkach komentują określone ludzkie zdarzenia. Wiemy już, że to kobiety-żołnierki, czy tylko żony i córki żołnierzy pozostają­cych na polu walki mężów i ojców, animują teatr lalek. Teatr stający się teraz teatrem przypowieści. Są dwa nurty narracji: główny – kobiety, i wspomagający – lalki. Forma posiada siłę demonstracji. Reszta pozostaje kwestią umow­ną w ramach przemieszczenia formy. Umowa zaś inna, na przy­kład słowna, moralna, obycza­jowa, chyba już nie obowiązuje. Zresztą prawa moralne dotyczą jednostki, nie tłumu. Może to sko­jarzenie z Kolonią karną Franza Kafki? Przestrzeń sceny wypełnia "przeżycie człowieczeństwa czasu wojny" – bez bohatera indywidu­alnego. Wymiar hekatomby znany z II wojny światowej. Do końca spektaklu kobiety nie ujawniają swych osobowości. Widzimy je tylko odrealnione, zunifikowane, zmechanizowane – uprzedmioto­wione. Momentami napięcie emo­cjonalne wyraża się, jak to zostało obecnie przyjęte, w wykrzyczanym bluźnierstwie. Czy reżyserka chce powiedzieć, że tylko "to” określa "prawdę"? Słowo, jego walor, nie posiada już znaczenia. Jeżeli tak, to po co teatr słów?
 
Kontekst przedstawienia Bielskiej przywołuje skojarzenia z konwencją obrazowania iko­nicznego. Poszczególne sekwen­cje determinują pola znaczeniowe. Kobiety to wojna, brak mężczyzn, ciężka praca; pojedyncze lalki to scenki narracyjne; kobiety i tłum lalek to role symboliczne – istota przedstawienia. Boską, symbolicz­ną rolę postaci kobiecych reżyser­ka wyróżniła podczas rozmowy po zakończeniu spektaklu.
 
Bielska wyraziście komponu­je sceny. Sprawuje kontrolę nad rytmem spektaklu. Dowodzi swej umiejętności panowania nad niu­ansami – drobnymi zdarzeniami. W równym stopniu potrafi konse­kwentnie wyegzekwować napięcie, nastrój i przebieg całości. Dobre efekty daje współpraca z młodymi aktorkami. Emocjonalnie i logicz­nie podawane przez nich kwestie cechują się autentyzmem przeka­zu i dozują napięcie udzielające się publiczności. W efekcie z rosną­cym zainteresowaniem odbiera się tok spektaklu. Reżyserka wytraw­nie wykorzystuje też sceniczne elementy plastyczne, poszerzając dzięki nim pole semantyczne spektaklu. Kotły stają się np. to siedziskami, to przestrzenią gry dla lalek. Uderzanie palcami w blachę kotła skutkuje efektem muzycznym. Spójność insceniza­torska i reżyserska, bardzo suge­stywna oprawa plastyczna oraz gra aktorek, dopełnione oprawą muzyczną, dały w sumie przed­stawienie o dużej wartości arty­stycznej.
 
Wiesław Hejno
Hejno, Wiesław, 2010, Uwaga na ten debiut sceniczny
„Odra” nr 9/2010, s. 144-145.
 

Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich
Białystok' 2010
 
Dobry, dojrzały spektakl. Praca studentów, gotowa do pokazywania. Jak dla mnie (nie chcę nikomu narzucać mojej opinii) pierwsza liga. Lalka, przedmiot, dźwięk i ruch użyte jako narzędzia. Spektakl, który po raz kolejny uświadomił mi jaką moc ma dystans między tym co żywe, a tym co tylko sprawia pozór życia. Nie lalka – lalka. Aktor i człekokształtny kawałek plastiku. Przemoc na lalce sprawia widzowi autentyczny ból. Potrząsanie, ugniatanie, urywanie kończyn.
 
Od początku. Spektakl o treści militarnej, historia zaginionego w dżungli oddziału żołnierzy i ich tragicznej śmierci. Opowieść o ludzkich lękach, wątpliwościach natury metafizycznej, napięciu między światem kobiet, a światem mężczyzn. Koncert na pięć aktorek i setki nagich lalek w typie Barbie i Kena wrzuconych do wielkich metalowych puszek. Fruwające plastikowe nóżki i głowy. Niby kawałki sztucznego tworzywa, a wyraz tak sugestywny z narzucającymi się skojarzeniami z obozami koncentracyjnymi, wielkimi wojennymi masakrami. Metafora zbrodni ludobójstwa w kontrze do sielankowego świata Zachodu, który wysyła swoje dzieci w bezsensowny bój.
 
Przedstawienie przejmujące i dobrze zagrane. Studentki IV roku wrocławskiego Wydziału Lakarskiego stają na wysokości działania. Są wiarygodne. Wierzę (naiwnie?) w ich zaangażowanie w temat, o którym opowiadają. Stop wojnie. Grają bardzo dynamicznie, ale nie szarżują zbędnie, potrafią być liryczne, ale bez odcienia melodramatycznego. Spektakl jest bardzo sprawnie poprowadzony, znać rękę reżyserki (Doroty Bielskiej), precyzyjną i przemyślaną kompozycję scen, zgrabne łączenie planów żywego i lalkowego. Wrażenie robią sceny bitew, na pozór chaotyczne, ale dopracowane, ogrywane masą lalek i metalowymi puszkami, które naśladują huk wybuchających min, oko satelity, siedzibę sztabu. Spektakl polecam, a jego twórcom życzę powodzenia.
(materiały festiwalowe)

«